Poświęcony kolędom wykład profesora Stanisława Koziary, którego mieliśmy przyjemność wysłuchać 15 stycznia, sprawił, że, choć od Bożego Narodzenia minęło już trzy tygodnie, na powrót zanurzyliśmy się w świątecznej atmosferze. Wszystko zresztą odbywało się zgodnie z tradycją liturgiczną, pozwalającą śpiewać kolędy do Gromnicznej, czyli do 2 lutego.
Przybliżeniu tematyki, historii, motywów i funkcji kolęd sprzyjała formuła spotkania, prowadzonego przez pana prof. Grzegorza Przebindę, Rektora naszej uczelni, który zadawał prelegentowi pytania, zwracając jednocześnie uwagę na szczególnie ważkie zagadnienia dotyczące tradycji kolędowania, tak ściśle od sześciu wieków związanej z polską obyczajowością.
Jak podkreślał pan prof. Koziara, kolędy – zwane inaczej, jak mogliśmy się dowiedzieć – symfoniami, kantyczkami, rotułami − to prawdziwy fenomen, którym zajmują się na równi teolodzy, badacze folkloru, literaturoznawcy, kulturoznawcy, a nawet astronomowie, tropiący przekazy mówiące o zjawiskach kosmicznych, które mogły stać się pierwowzorem Gwiazdy Betlejemskiej.
Zanim jednak dotarliśmy do polskiej tradycji kolędowej, poznaliśmy sięgające starożytnego Rzymu korzenie tego obyczaju i samego słowa, odnoszącego się do uroczystości rozpoczynających każdy miesiąc roku. W istocie, słowo calendae – rzeczy mające być głoszone – doskonale pasuje do istoty bożonarodzeniowych pieśni, głoszących radość z narodzenia Bożego Syna, a także często opowiadających o ogłaszaniu tej wyjątkowej nowiny pasterzom i całemu światu. W kolędach bowiem cały Kosmos – ptaki, zwierzęta, siły natury świętują cud wcielenia, poprzez niezwykłe znaki czy też ludowe formuły. Po jednej stronie mamy wszak „ogień krzepnie, blask ciemnieje” a po drugiej „w dzień Bożego Narodzenia radość wszelkiego stworzenia”.
Kolędowanie jest obrzędem głęboko zakorzenionym w całej Europie, nie mającym ojczyzny, który z tradycji rzymskich Saturnaliów wyewoluowało w chrześcijański zwyczaj, tak głęboko związany z naszym wyobrażeniem świątecznych dni.
Odnosząc się już bezpośrednio do dziejów polskich kolęd, profesor Koziara podkreślał, że jest to przede wszystkim zjawisko wypływające z tradycji anonimowej, a lista znanych autorów słów pozostaje bardzo krótka – by wspomnieć Karpińskiego, Lenartowicza czy Skargę. Kolędy zakorzenione są bowiem w kulturze oralnej, przedpiśmiennej, wyrastającej z kręgów ludowych, a ich pisana postać jest wtórna, ale nawet ona sięga już średniowiecza. Za pierwszą pisaną pieśń bożonarodzeniową uważany jest utwór: „Zdrow bądź królu anielski” z 1424 roku, który Brückner odnalazł w Petersburgu, z XVI stulecia poświadczonych mamy już 100 kolędowych tekstów. Złoty wiek polskiej kolędy przypada jednak na barok, wtedy też zaczyna się wyraźna polonizacja kolędy. Z czasem i w efekcie wydarzeń historycznych, w dobie zaborów, pojawią się także motywy patriotyczne, widoczne już u Karpińskiego: „podnieś rączkę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”.
Kolejny temat to tradycja aktualizacji, przeróbek, ewolucji motywów, dopisywania tekstów, który można obserwować zarówno w wieku XIX, jak też w czasach II wojny światowej, czy stanu wojennego. W kolędzie szukano wyrazu skargi, żalu czy bólu, ale też nadziei i pocieszenia. Wystarczy wspomnieć choćby przejmującą kolędę Nie było miejsca dla Ciebie, która powstała prawdopodobnie w obozie koncentracyjnym w Giesen, czy tekst Andrzeja Bożęckiego z początku lat osiemdziesiątych Pociesz Jezu kraj płaczący.
Próbując dokonać podziałów wśród setek polskich pieśni bożonarodzeniowych, badacze wyróżniają kolędę kanoniczną, zawierającą treści teologiczne, prawdopodobnie najstarszą, powstającą w środowiskach karmelitańskich, franciszkańskich, benedyktyńskich czy jezuickich. To w niej w pełni wybrzmiewa tajemnica wcielenia, unikatowość religii chrześcijańskiej, jedynej, w której Bóg staje się człowiekiem.
Druga grupa to kolęda ludowa, najbardziej polska, często odwołująca się do motywów apokryficznych, wzbogacająca dość skromne informacje dotyczące narodzin Bożego Syna, które możemy znaleźć w Ewangelii, ale także przynosząca wspaniałe świadectwa kulturowe. To dzięki tekstom kolęd możemy się na przykład dowiedzieć, jakie produkty składano najczęściej w darze (z takimi pasterze podążają do Jezusa), na jakich grano instrumentach, czy też jakie były popularne imiona. Pastorałka, choć wykorzystująca motyw pasterzy nie ma proweniencji ludowej – jest raczej nawiązaniem do tradycji bukolicznej i kultury dworskiej. Czwarty typ wreszcie to kolęda poetycka.
Już w pytaniach z sali profesor Kazimierz Sikora upomniał się o jeszcze jedną grupę – kolęd życzeniowych, popierając swój wywód brawurowo wykonanym przykładem takiej właśnie pieśni.
Patrząc na współczesne poetyckie teksty piosenek, choćby takie jak w zbiorze Kolędy na koniec wieku, można jednoznacznie stwierdzić, że kolęda żyje, nie jest gatunkiem skostniałym, wręcz przeciwnie, wciąż anektuje nowe wątki i motywy, od liryczności po konwencje parodystyczne. Bo też samych motywów można wymieniać dziesiątki – tego wątku zresztą dotyczyło pytanie pana kanclerza Franciszka Tereszkiewicza. Gwiazda Betlejemska, usypianie Dzieciątka, ubogie narodziny, przyroda złączona w oddawaniu hołdu Zbawicielowi, przybywający z pokłonem pasterze czy Trzej Królowie, aniołowie czuwający nad Jezusem czy też głoszący Jego narodzenie światu itd.
Choć więc w dzisiejszych czasach, wśród dominacji nowych mediów, kultury zachodniej, zasadnym wydaje się pytanie, czy kolęda przetrwa, to jednak zarówno jej zakorzenienie w tradycji narodowej, ludowej jak i osobistej (każdy ma chyba jakąś ulubioną kolędę), jak też bogactwo i otwartość na nowe tematy i problemy współczesności, pozwalają mieć nadzieję, że dźwięki tych prawdziwych kolęd brzmieć będą nieprzerwanie, a my „uwierzymy kolejny raz, w jeszcze jedno Boże Narodzenie”.
Na zakończenie należy nadmienić, że był to pierwszy wykład z cyklu prelekcji przygotowywanych przez naszą uczelnię z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości.