Jak co roku, studenci drugiego roku Wychowania fizycznego wzięli udział w czterodniowym obozie rowerowym w ramach przedmiotu Turystyka kwalifikowana. A tak przebiegał obóz… oczami studentów 🙂
Dzień 1
Po przyjeździe do ośrodka „Pod Hyrową” i szybkim zakwaterowaniu się, od razu przystąpiliśmy do dobrania odpowiedniego sprzętu i wyruszyliśmy w trasę nr 1, która miała być tylko „rozgrzewką”. Droga była przewidziana na około 30 km, a końcowo przejechanych zostało 42. Niestety początkowo pogoda nie była idealna, przywitał nas deszcz. Miejscem startu był nasz ośrodek, z którego wyruszyliśmy w stronę Myscowej, Polan, Huty Polańskiej, następnie Dobańce, kolonia Olchowiec, do Olchowca przez Ropiankę, i naszą metą ponownie był ośrodek.
W trakcie drogi podziwialiśmy przepiękne widoki, lasy, łąki i taką ,,dziką naturę”, której brakuje w naszych miejscowościach. Głównym zaskoczeniem na naszej trasie był mały, ale ciekawy i przepiękny wodospad w miejscowości Iwla. Tam zrobiliśmy krótki odpoczynek, pamiątkowe zdjęcia, bez zamoczenia się w zimnej, ale czystej wodzie także się nie obeszło. Wypoczęci przekroczyliśmy strumień i skierowaliśmy się już w stronę ośrodka, pokonując stromą ,,skarpę, z której raczej nikt nie chciałby spaść, szczególnie w pokrzywy. Trasa zajęła nam około 4 godzin, ponieważ na szlaku widniały różne przewyższenia, które dały nam na start w kość. Zadowoleni wróciliśmy do ośrodka, i wyczekiwaliśmy obiadokolacji. Po posiłku, przyszedł czas na integrację, którą zawładnęły karty i słynna gra ,,ku-ku” ;D
Dzień 2
Dzień rozpoczęliśmy o godzinie 7 z pełnym słońcem za oknem dodającym nam dużo optymizmu na nadchodzące wyzwania tego dnia. O godzinie 8 zjedliśmy duże śniadanie, spakowaliśmy prowiant by już o godzinie 9 wyruszyć w naszą 6,5h trasę liczącą niespełna 75km.
Zaczęliśmy w Chyrowej skąd udaliśmy się na Żydowskie podziwiając miniaturę Cerkwi niegdyś stojącej tam w pełnej okazałości.
Po pokonaniu kilku wzniesień udaliśmy się odbijając lekko z trasy do Nieznajowej gdzie mogliśmy zobaczyć słynne drzwi na środku pola symbolizujące niegdyś życie w tamtych okolicach. Była to też idealna okazja do schłodzenia ciała w nieopodal płynącej rzece i zjedzeniu zapasów przygotowanych na tą podróż.
Prosto z Nieznajowej udaliśmy się do Świątkowej Małej i Wielkiej gdzie mieliśmy okazję zwiedzić Cerkwie typu zachodnio-łemkowskiego charakteryzujące się od innych spójną wieżą z całością budynku.
O godzinie 12:30 podjęliśmy decyzję o kolejnym wyzywaniu tym razem udaliśmy się na punkt widokowy z Desznicy gdzie z samej góry podziwialiśmy piękne trasy przez które przejeżdżaliśmy i jeszcze przejeżdżać będziemy. Niestety ta chwila odpoczynku nie trwała zbyt długo ponieważ nadchodzące chmury burzowe zmusiły nas do zejścia i powrotu do ośrodka. Będąc klika kilometrów pr5zed bazą niestety nie udało nam się całkowicie uciec przed burzami. Dopadły nas!! Jedna z nich poczęstowała nas gradem. Teraz już schłodzeni przez naturę i obojętni co wydarzy się dalej czekało nas ostatnie wyzwanie – pokonanie stromego podjazdu w Myscowej pełnego błota i grubych kamieni, które uniemożliwiły nam dalszą jazdę i musieliśmy podprowadzić rowery.
Na szczęście nic nie trwa wiecznie i też ten podjazdu udało nam się pokonać tym samym został nam ostatni zjazd prosto do ośrodka już asfaltową drogą. Na koniec tylko mycie rowerów, opłukanie siebie z błota i można było myśleć już o nadchodzącej pysznej kolacji i wolnym wieczorze. Wszyscy bardzo dumni z siebie i gotowi na kolejne wyzwania ukończyliśmy ten dzień pełen wrażeń, których dostarczył nam z pewnością niezapomnianych wspomnień.
Dzień 3
Sobotę rozpoczęliśmy wyjeżdżając z Chyrowej w stronę Tylawy, by następnie kierować się na Jaśliska przez niektórych nazywane Beskidzkim Hollywood. Miejscowość obronna słynąca dawniej między innymi z handlu winem, obecnie pełni głównie funkcje turystyczną. Tam poświęciliśmy chwilę, by zobaczyć dzieło autorstwa Arkadiusza Andrejkowa, który w różnych miejscach przygranicznych (głównie południowo-wschodniej Polski) umieścił na starych stodołach liczne deskale, czyli murale na podstawie archiwalnych fotografii okolicznych mieszkańców.
Stamtąd pojechaliśmy już bezpośrednio w stronę granicy ze Słowacją po drodze przejeżdżając przez tereny Lipowca i Czeremchy, czyli dawnych łemkowskich wsi, obecnie nieistniejących. Dostrzec można jedynie to co ostało się przed rozpadem lub zostało otoczone opieką przez ludzi. Są to liczne przydrożne krzyże, ślady po dawnych cerkwiskach, cmentarze. Ale natrafić można również tutaj na ślady posterunku straży granicznej, po której obecnie ostały się jedynie zarośnięte krzakami ruiny. Dla wprawnego oka i bardziej świadomego turysty okolice te wybrzmiewać będą nutami pięknej, ale także i tragicznej historii jej mieszkańców. Wszak my jechaliśmy rowerami w ładnej pogodzie, podziwiając widoki, miło spędzając czas, ale jednocześnie znajdowaliśmy się na fragmencie Beskidzkiej Trasy Kurierskiej „Jaga-Kora”, która przypominać ma o kurierach wojennych oraz uciekinierach przemierzających w tym miejscu granicę jeszcze niecałe 80 lat temu, ryzykując życiem swoim i osób ich ukrywających, by dołączyć do formujących się za granicą oddziałów polskich. W ten sam dzień, czyli 25.05.2024 r. miał miejsce Ultramaraton Jaga-Kora, którego biegacze pokonując dystanse od 19 do 100 kilometrów zmagali się z innymi zawodnikami lub samym sobą, kilku z nich nawet potem udało nam się spotkać na trasie w Woli Wyżnej. Jedna okolica, różne historie, ale bez jednego być może nie byłoby drugiego. W przypadku zaś turysty ‘’niedzielnego’’ będą to, ot, ładne tereny z przydrożnymi krzyżami. Warto szukać takich lokalnych połączeń, bo podróże kształcą tylko wykształconych.
Ale nie pozostawajmy w tej zadumie, jedźmy dalej. Spod Przełęczy Beskid jedziemy bardzo długim i bardzo przyjemnym zjazdem do słowackiej miejscowości Čertižné i następnie Medzilaborce, by tam uzupełnić spalone kalorie i nabrać sił przed prawdopodobnie najcięższym podjazdem z całego obozu. Same Medzilaborce znane są z przemysłu szklarskiego oraz maszynowego. Sprawiają wrażenie spokojnej i nieco sielskiego przygranicznego miasteczka.
Ruszyliśmy w stronę Kalinova skąd miał zacząć się podjazd zielonym szlakiem w stronę granicy polskiej. Po długiej i wymagającej wspinaczce, bo do jazdy warunków prawie nie było, gdzie błoto, koleiny i chaszcze skutecznie weryfikowały cierpliwość i wytrwałość udało się zdobyć grzbiet graniczny tuż obok szczytu Kanasiówka. Stamtąd zjechaliśmy niebieskim szlakiem w stronę pola namiotowego Jasiel, gdzie przyszła chwila wytchnienia. Można było schłodzić się w rzece, przemyć rower z błota czy po prostu złapać chwilę oddechu i przygotować się na juz dużo przyjemniejszy, bo stosunkowo płaski szlak. Wspomniany zjazd w stronę pola namiotowego wynagrodził częściowo trud włożony we wspinaczkę, bo niektórzy z chęcią puścili się z górki wykorzystując okazję do bardziej agresywnej i dynamicznej jazdy.
Po odpoczynku i wyruszeniu w dalszą drogę szutrowymi ścieżkami dojechaliśmy w końcu do Woli Wyżnej, tam też spotkaliśmy wspomnianych wcześniej biegaczy z dystansu 100 km. Dojeżdżając do drogi głównej w Woli Niżnej skręciliśmy w lewo kierując się już bezpośrednio do Tylawy i z powrotem do Chyrowej kończąc wyprawę z ponad dziewięćdziesięcioma kilometrami na liczniku, wyprzedzając założony czas jazdy o około dwie godziny.
Prowadzący: mgr Wojciech Pelczar
Uczestnicy: Gaj Weronika, Krzyżanowska Julita, Oparowska Zuzanna, Wosiewicz Wiktoria, Kaliszuk Szymon, Lubelczyk Sylwester, Stasik Szymon, Wójtowicz Gabriel